niedziela, 28 czerwca 2020

Gluten w Hashimoto

    Nikt nie zaprzeczy, że gluten stał się zwyczajnie modny. Dwa lata temu został nawet jednym z najpopularniejszych słów roku. Produkty bezglutenowe zaczęły być łatwiej dostępne. Wiele osób w sieci zaczęło poruszać ten temat. Z pewnością skłania nas to do zgłębienia wiedzy na ten temat. Tutaj wszyscy się zgodzimy, że warto się interesować i zdobywać wiedzę, bo zawsze istnieje szansa na to, że znajdziemy dla siebie rozwiązanie jakiegoś problemu. Nie spodziewam się, żeby ktokolwiek kto myśli inaczej zaglądał na mojego bloga. Jest tu przecież dość dużo liter:) Ok, tylko, czy to oznacza również, że gluten jest naprawdę takim czarnym charakterem czającym się na naszym stole, który tylko czeka, żeby dostać się do naszych jelit i zrobić tam taką rozróbę, że będziemy go wspominać jeszcze przez wiele kolejnych godzin? A przede wszystkim,czy takim Hashi-ludkom jak my, wyrządza gorsze krzywdy, czy może takie same jak innym? A może wcale nie jest taki zły?

GLUTENOWE FAKTY I OPINIE 

      Wiele autorytetów w świecie dietetyki takich jak Iwona Wierzbicka, czy Paulina Ihnatowicz, które mimo braku naukowych dowodów na jego szkodliwość w Hashimoto, zasugerują nam próbę eliminacji glutenu z  naszej diety. Dlaczego? Ze względu na prawdopodobieństwo zaistnienia nieceliakalnej nadwrażliwości na gluten. O takiej ewentualności wspomina coraz więcej dietetyków,m.in. dr Kharrazian, czy też autorka książki pt. "Hashimoto na widelcu" Magdalena Makarowska. Ktoś może powiedzieć, że skoro nie ma badań, nie bierze tego na poważnie i ok, szanuję. Jednak ciekawe jest to,  że mamy całkiem sporo przypadków Hashi-ludków, u których chociażby nawet niecałkowite, a znaczne ograniczenie spożywania glutenu przyniosło pozytywne rezultaty. Wypowiedzi takich osób znajdziemy w sieci mnóstwo - przykładem może być Aga z ubogacani.pl , która wraz z mężem Przemkiem opowiada w podcaście pt. Więcej niż zdrowe odżywianie (WNZO) . (Historia całkiem romantiko, bo opowiada o poświęceniu Przemka i ogromnym wsparciu jakie okazuje Adze w jej chorobie. Polecam przesłuchać;) Inne przykłady to: Fit Rocker Chick, Shanna Nemrow, czy Agnieszka Mielczarek.

"Hashimoto na widelcu"






GLUTEN JEST BE?

    No to co, prosta sprawa - wszyscy rzucamy ten ohydny gluten i nagle wszystko zrobi się piękne. Hmm... Czy nie brzmi Wam to na zbyt proste rozwiązanie biorąc pod uwagę to jak skomplikowane jest wszystko w życiu z Hashimoto? Mi coś tu śmierdzi, ale to zapewne kwestia mojej natury - jestem raczej podejrzliwa i nie mam zaufania do rozreklamowanych i nadmuchanych (niczym glutenem) idei. 
Prawda jest taka, że taki ruch niesie za sobą ryzyko. Jeśli lubicie eksperymentować to nie ma sprawy. Ja jestem bardzo ostrożna od kiedy zorientowałam się, że swoim ostatnim wege-eksperymentem zrobiłam sobie jednak mocno pod górkę i teraz wypływam z tego bagna bardzo ostrożnie, po bezpiecznej sprawdzonej linie, żeby się znów nie zanurzyć głębiej próbując łapać się czego popadnie. Pamiętajcie, że każdy jest inny i jak postawicie koło siebie sto Hashi-osób to w ogóle nie znaczy, że oni mają takie same organizmy, bo zupełnie nie. Mimo tego, że możemy ustalić jakieś wspólne punkty i warto, to niestety wsadzając dłoń w odcisk cudzej, nie będzie pasowało idealnie i nie będzie Ci wcale wygodnie - bo jesteś inny. Trzeba to zrozumieć i zaakceptować.  

RYZYKO BEZGLUTA

    Przechodząc na dietę bezglutenową możemy sobie zaszkodzić. Super, że jesteśmy gotowi zrezygnować z  chrupiącego pieczywka, żeby zadbać o zdrowie. Jest to godne podziwu. Gorzej jeśli nie tylko robimy to na darmo, ale robimy to źle, a w dodatku niepotrzebnie i sobie szkodzimy. Nie idźmy ślepo za modą albo za poradą jakiejś tam spoko wyglądającej lasce z yt,bo mówiła, że trzeba rzucić gluten, żeby wyglądać tak jak ona. Proszę Was, nie tędy droga. Zawsze poszukajcie też wypowiedzi przeciwnej, żeby nie widzieć tylko tej strony, którą chcemy. Zaznaczam, że nie mówię o osobach, które mają faktycznie stwierdzoną celiakię, bo to jest zupełnie inna sytuacja (!)
    Badania o których mowa na Elle sport, wykazały że osoby na diecie bezglutenowej miały w moczu dwukrotnie więcej arszeniku i aż o 70% więcej rtęci we krwi niż osoby na diecie tradycyjnej. Niestety, kupując szczególnie specjalistyczne produkty "gluten free" narażamy się na dużo wyższe ryzyko zapadnięcia na choroby układu krążenia, pęcherza, raka skóry i rozwoju cukrzycy (II), a także pogorszenia słuchu i uszkodzenia układu nerwowego. Wszystko dzięki pestycydom i toksycznym metalom zawartym w takowych. Dlaczego o tym się nie mówi? Bo gluten-free to przecież kolejny dobry biznes. Jak tanie są takie produkty? No właśnie, raczej daleko leżą od barszczu. 

CZYLI CO?

    Sama nie przeszłam na czystą dietę bezglutenową, ale staram się pilnować, żeby jeść go dużo mniej. Podobną drogę wybrała na przykład Pati  i całkiem dobrze się ma. Prawda jest taka, że problemem nie jest samo jego istnienie w zbożach, ale jego nadmierne spożycie ze względu na to, że jest dodawany do wielu produktów. Zastanówmy się więc nad rezygnacją ze spożywania produktów wysoko przetworzonych, bo to jest droga do przedawkowywania różnych składników, nie tylko glutenu, co jest zgubne w skutkach właściwie dla każdego. Jeśli jednak chcecie spróbować diety bezglutenowej, róbcie to ostrożnie i z głową - obserwujcie reakcje organizmu. Ponadto, polecam obejrzeć sobie materiał o błędach, których należy unikać na diecie bezglutenowej (link w Źródełku).
Książka pt. "Hashimoto na widelcu"  Magdaleny Makarowskiej
Podcast WNZO - Aga i Przemek: https://www.youtube.com/watch?v=eZmLntbPWc4

sobota, 23 maja 2020

Ciągle zmęczona? Tyjesz bez powodu? Zimno Ci? Czyli kiedy warto zbadać tarczycę.

Dzisiejszy post skierowany jest głównie do osób, które być może jeszcze nie wiedzą, że ich tarczyca nie jest w najlepszej formie. Dużo lepiej być w miejscu, w którym jesteśmy świadomi tego co się z nami dzieje, nawet jeśli nie zawsze jesteśmy w stanie się z nimi uporać. Świadomość to już pierwszy krok milowy w kierunku lepszego samopoczucia i lepszej jakości życia. Dlatego porozmawiamy dzisiaj o objawach.
 

NAJPOPULARNIEJSZE OBJAWY HASHIMOTO


Jak widzimy, prawidłowe funkcjonowanie tarczycy jest bardzo istotne dla całego naszego organizmu i wpływa na tak wiele aspektów naszego życia, że inne niż holistyczne podejście do leczenia wszelkich zaburzeń tego funkcjonowania jest pomyłką. Szerzej o objawach możecie posłuchać na przykład na wykładzie mgr Pauliny Ihnatowicz dostępnym na youtube (link na dole). Naturalnie możecie znaleźć takie informacje wszędzie, ale na moim blogu opieramy się na rzetelnych i potwierdzonych źródłach. Najważniejszy komentarz, którym należy opatrzyć powyższą grafikę to fakt, że NIE każdy organizm działa tak samo, więc:

Po pierwsze, może dotyczyć Cię tylko część objawów, niekoniecznie wszystkie na raz.

Po drugie, możesz mieć też inne objawy związane z genetycznymi uwarunkowaniami Twojego organizmu oraz współistniejącymi schorzeniami, na przykład alergię pokarmową, chorobę Gravesa-Basedowa, guzy na tarczycy, anemię i wiele innych.

Po trzecie, to że masz podobne objawy, to jeszcze wcale nie oznacza, że na 100% cierpisz na Hashimoto. Znaczy to tylko tyle, że zdecydowanie warto wykonać w tym kierunku stosowne badania i sprawdzić, czy Cię to nie dotyczy.

Jak powszechnie wiadomo, dzisiejsze tempo życia sprawia, że wiele osób narzeka na zmęczenie, osowiałość, nerwowość. Dlatego nie ma tu miejsca na generalizowanie. Kiedy jednak już potwierdzimy, że mamy problem z tarczycą, dobrze jest wiedzieć co może się z tym wiązać i na co może to wpływać. Jest dużo łatwiej zrozumieć i może nie zaakceptować, ale oswoić (tak, oswoić to dobre słowo) pewne zachowania i reakcje naszego ciała, nasze wahania nastroju i problemy z jasnym myśleniem.

Szczególnie przy nieleczonym Hashimoto, możemy bardzo wyraźnie odczuć rozchwianie emocjonalne. Żyjąc w nieświadomości, rośnie w nas tylko frustracja i złość na siebie, przy kompletnym braku zrozumienia. Zastanawiamy się co jest z nami nie tak. 
No bo, przecież jesz tyle co zawsze, ćwiczysz, a jednak tyjesz. 
Wczoraj nie płakałaś, nie piłaś, a dzisiaj wstajesz z opuchniętą twarzą. 
Masz spotkać się z grupą ludzi, których naprawdę lubisz, ale czujesz, że nie jesteś w stanie w ogóle rozmawiać z drugim człowiekiem, bo jest nagle wszystko jakoś nie tak. 
Ostatnio często zdarza się, że nie czujesz się na siłach myśleć - w pracy, w szkole,czy grając w scrabble. 
Kupiłaś balsam droższy niż butelka dobrej whisky (a to już grzech ciężki), a nadal masz przesuszoną skórę i jakieś dziwne plamy na kolanach. Podobnie było z odżywką na paznokcie - nic nie daje.
Wszyscy dookoła chodzą w koszulce, a Ty masz dziwnie nieprzyjemne uczucie zimna i siedzisz pod kocem jak wariat. 
A może, usilnie próbujesz zajść w ciążę i coś w ogóle nie gra, w dodatku okres przychodzi sobie kiedy mu się podoba?

Cóż, z każdą taką sytuacją frustracja narasta. Zaczynamy przy okazji naprawdę się nie lubić, bo ciężko być reklamowaną najlepszą wersją siebie, kiedy Twój organizm robi sobie z Ciebie takie jaja. Stany depresyjne mogą rozwinąć się w niechcianym kierunku. W dodatku próbujemy walczyć na siłę - przetrenowując się, przemęczając po to, żeby jednak stanąć na wysokości zadania i udowodnić sobie i innym,że jesteśmy takie jak chcemy być i jakie nam się wydaje,że inni oczekują, żebyśmy były, co któryś  wieczór zapijając bezsilność i brak satysfakcji odpowiednią ilością wina. Przy okazji, robimy się aspołeczni, bo czujemy się coraz mniej pewnie w towarzystwie. Czy w ten sposób pomagamy swojemu organizmowi? Zgadnij! ;)

Dlatego właśnie tak ważne jest, żeby sprawdzić - zbadać się i być może znaleźć wyjaśnienie. A później już tylko... nauczyć się trochę żyć na nowo :) Uwierz, że warto, bo jakość życia zmienia się kiedy wprowadzamy takie już świadome zmiany i możemy obserwować jak poprawia się nasz stan, nasz humor i wszystko nabiera innych kolorów. Poza tym, wreszcie czujemy, że mamy nad tym jakąś kontrolę i możemy coś zdziałać.
Dlatego jeśli u siebie lub kogoś z Twojego otoczenia widzisz wymienione objawy,wyślij tę osobę albo sam IDŹ SIĘ ZBADAJ ! Proszę.

W kolejnych postach będziemy mówić o diecie przy Hashimoto, o stresie, a także będziemy szukać odpowiedzi na to jak sobie z tym wszystkim radzić.


Myśl na dziś:  "La vie est une fleur dont l'amour est le miel"
                                                                                                                                                                                        ~Victor Hugo

W moim skromnym tłumaczeniu myśl dnia oznacza "Życie jest kwiatem, z której miodem jest miłość".I niech ten piękny francuski cytat zostanie z Wami i przypomina Wam, że życie to coś więcej niż figura i targety. Może być piękne, tylko dajmy mu szansę. Jeśli coś takiego jak złe samopoczucie Wam tę szansę odbiera, to...  już wiecie co zrobić :)

Źródełko:

Wykład mgr Pauliny Ihnatowicz: https://www.youtube.com/watch?v=lhBU7WMEa5w

wtorek, 19 maja 2020

Dieta Wege a Hashimoto.

Vege i Hashi. Co wiemy, a czego nie wiemy?

Znaczący wpływ diety na funkcjonowanie i samopoczucie osób z Hashimoto omówiliśmy sobie już w ostatnim poście. Dziś pochylimy się nad tematem diety roślinnej. Standardowo możemy znaleźć mnóstwo sprzecznych informacji. Z jednej strony uderzają informacje, że dieta roślinna wspaniale wpływa na organizm przy niedoczynności i poznałam osobiście, bądź wirtualnie osoby, które będąc na diecie wegańskiej wyrównały poziom TSH i nie mają problemów z samopoczuciem, z drugiej jednak tak wiele źródeł przekonuje, że mięso jest ważnym elementem diety przy Hashimoto, że nie wiadomo co myśleć. Nie bardzo jest to jasne, bo okazuje się, że nawet dietetycy nie wypowiadają się jednoznacznie. Odpowiedź organizmu wydaje się więc znów kwestią indywidualną. Cóż, postanowiłam sprawdzić jak to będzie ze mną.


Moje hashi-wege doświadczenie



Mój stosunek do mięsa od zawsze był raczej obojętny z wskazaniem na "Kurczaczek - yes, please". Wege- próba nie była dla mnie żadnym wielkim wyrzeczeniem toteż bez bólu podjęłam się wyzwania. Na bieżąco kontrolowałam swoje samopoczucie i przez pierwsze dwa tygodnie było naprawdę dobrze. Wjeżdżało dużo warzyw, kotlety z soczewicy, ciecierzyce, szpinaki i inne dobrości. Kontynuowałam chociaż powoli zaczęłam czuć się słabiej i dopadały mnie mocne spadki energii, nastroju, brak sił... Cóż, po kilku takich dniach postanowiłam zrezygnować.  Naprawdę nie dlatego, że skusił mnie zapach mięsa, bo zupełnie mnie to nie jara, ale ze względu na to, że ewidentnie moja tarczyca nie polubiła tej zmiany. Zaczęło się robić mocno byle jak, Hashi-Ludzie wiedzą jak ;) Stąd zadecydowałam, że nie ma sensu ciągnąć czegoś co mi szkodzi dla idei, bo nie do tego zmierzamy. Ale, ale! Zaznaczam, że to że u mnie nie zadziałało, nie znaczy, że tak będzie u Was. Mimo, że starałam się zapewnić sobie potrzebne pierwiastki jedząc bogate w nie produkty, to najprawdopodobniej nie udało mi się wyrównać tego poziomu. Najbardziej znaczącym elementem tych niepełnych puzzli był tutaj fakt, że przez niedoczynność mam, jak pewnie wielu z Was, w ogóle problem z wchłanianiem żelaza, co sprawia, że co jakiś czas wpadam w anemię nawet jeśli codziennie zjadam główkę sałaty, pełnoziarniste wszystko. Problem w tym, że jednak żelazo hemowe, którego wchłanialność procentowo czterokrotnie przewyższa wchłanialność żelaza niehemowego dostępnego w wielu innych źródłach, znajdziemy właśnie w mięsie. 
Oczywiście zawsze istnieje możliwość suplementowania żelaza i właściwie czegokolwiek co sobie wymyślicie, tabletkami. Istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że moja próba nie zakończyłaby się tak szybko i nieszczęśliwie gdybym podjęła się takiego kroku. Był to jednak świadomy wybór i sto kolejnych razy postąpiłabym tak samo. Staram się ograniczać łykanie proszków do minimum i ta idea niestety wygrywa z niezaprzeczalnie szczytną ideą nie spożywania mięsa. Z opcją wege, póki co, pas. 


Czy mięso gryzie Hashi?

Wychodząc już z mojej kuchni, przejdźmy się na spacer i zapytajmy co sądzą na ten temat inni. 
Na korzyść obecności mięsa w diecie wypowiada się na przykład doświadczona ekspertka medycyny funkcjonalnej Amy Myers. Pani doktor obszernie wypowiada się na ten temat w książce pt. "Możesz wyleczyć choroby autoimmunologiczne" jak również na swoim kanale na youtubeW wypowiedziach polskich dietetyków (linki na końcu) możemy znaleźć potwierdzenie jej stanowiska.  Głoszą oni, że
  • Po pierwsze, diety wege są niezaprzeczalnie uboższe w jod. 
  • Po drugie, wszechobecna w takiej diecie soja absolutnie szkodzi. Jak się okazuje głównie jednak kobietom, ze względu na to, że są bardziej wrażliwe na tzw. substancje wolotwórcze.
  • Po trzecie, jeśli nie dopilnujemy zbilansowania naszej diety, to przechodząc na diety wege okradamy się z dostępu do białka, wapnia, kwasów omega 3, cynku i witaminy B12. Zdecydowanie nie pomagamy sobie w walce z Hashimoto.
Pro wege przemawia fakt, że niedoczynność jak wiadomo, powoduje, że rośniemy i to niestety nie w górę (każdy kto sobie czasem puchnie niezależnie od tego ile ostatnio zjadł, zna ten ból), a przy diecie bezmięsnej znacznie łatwiej utrzymać BMI w ryzach.
Dominika Bielicka, której wywiadu możemy posłuchać w podcaście Karoliny Sobańskiej. [ Link w źródełku], opowiada o tym jak pokonała Hashimoto będąc na diecie roślinnej. Zaznacza jednak, że niekoniecznie samo odrzucenie mięsa było kluczowym czynnikiem.
Właśnie, tutaj przechodzimy do ważnego aspektu, który porusza również Dr. Izabella Wentz w swoich książkach-poradnikach na temat gaszenia stanu zapalnego, który przecież atakuje nam tarczycę, właśnie dietą. Odsyłam do jej artykułu dostępnego online (link na dole;). Najbardziej interesującym nas teraz wnioskiem jest to, że nie sama dieta bezmięsna pomogła komukolwiek w walce z Hashimoto, ale w przypadku osób na diecie wegańskiej, mamy już do czynienia z realnymi przypadkami. Tu zaczyna się robić ciekawie, bo okazuje się, że w ogóle nie chodzi o wykluczenie mięsa, ale o wykluczenie, czy też ograniczenie produktów prozapalnych, np. smaczne mleczko krówki Tasi. Akuku!



Chili:

- mięso samo w sobie nie szkodzi tarczycy
- brak mięsa może zaburzać pracę tarczycy
- istotne jest to, żeby mięcho było dobrej jakości, z pewnego źródła,
bo kiedy beztrosko wciągasz wysoko-przetworzonego burgerowego półgotowca z biedry, to prawdopodobieństwo, że robisz sobie krzywdę jest większe niż rozbieżność między Twoim najniższym i najwyższym rekordem w wyniku TSH  (czarny humor jest w Hashimoto wysoce wskazany, dla rozładowania wiecznie towarzyszącego nam uczucia stresu ;) 
- pierwiastki zawarte w produktach pochodzenia zwierzęcego można zastąpić suplementami, co nie spowoduje ubytku na zdrowiu tarczycy
- dieta eliminacyjna jest dobrą opcją przy schorzeniach tarczycy, ale wiemy już, że to nie mięso jest największym winowajcom naszego złego samopoczucia

Podsumowując, jeśli chcemy być wege, warto próbować. Musimy tylko liczyć się z łykaniem supli i tutaj już najlepiej pod okiem eksperta mocno pilnować, żeby nasza dieta była odpowiednio zbilansowana. Nie jest to jednak tak, że nie jedząc mięsa pomagamy swojej tarczycy. Niestety, nie tędy droga. Jest za to kilka innych produktów, które wypadałoby wykluczyć, ale o tym już następnym razem. ;) 

 
Myśl na dziś: 
                    "Jeśli usłyszysz wewnątrz siebie głos mówiący: nie możesz                                                malować, to za wszelką cenę maluj, a ten głos ucichnie. "
~Vincent Van Gogh



Źródełko:

wtorek, 12 maja 2020

Hashimoto - Dieta i styl życia


W Polsce wciąż za mało mówi się o roli diety w walce z Hashimoto. Dopóki nie znajdziemy się u naprawdę dobrego i zainteresowanego tematem dietetyka, możemy liczyć na szczątkowe wiadomości na ten temat albo nie uzyskać ich wcale. Możemy dokopać się do przykładów opisanych na blogach, forach i innych materiałach online, a w porywie kilku, bo nawet nie kilkunastu porządnych książkach. Mało! Biorąc pod uwagę ingerencję tej choroby w nasze codzienne życie, problem powinien być nagłośniony i nie lekceważony. Na Eating Well, czytamy: 

"Thyroid hormone replacement medications treat the symptoms, but functional doctors, dietitians and nutritionists argue that this doesn't treat the underlying problem (the autoimmune process that causes the body to attack the thyroid)."

Faktycznie, na podstawie własnych doświadczeń, a także rozmów z kobietami, które również cierpią na przewlekłe autoimmunologiczne zapalenie tarczycy, co właściwie ukrywa się pod nazwą Hashimoto, mogę z przykrością stwierdzić, że bardzo często praktyka lekarzy endokrynologów ogranicza się do przepisania hormonów i w najlepszym wypadku zleceniu kontroli co pół roku. Pytając o potrzebę zmiany diety, czy ogólnie stylu życia, niejednokrotnie nie tylko nie uzyskujemy żadnych wskazówek, ale zostajemy obrzuceni błotem, przed lekarza sugerującego nam, że naczytaliśmy się głupot w internetach i później się wymądrzamy. Jasne, nie wszyscy jesteśmy lekarzami. Rozumiem też to, że lekarz endokrynolog nie jest dietetykiem i chociaż byłoby dobrze, żeby jednak interesował się swoją specjalizacją w szerszym zakresie, niż tylko podstawowym, to jednak nie każdy pracuje z pasji i to też trzeba zrozumieć. Cóż, mogłabym jeszcze wiele na ten temat powiedzieć, ale plucie jadem frustracji nie jest celem tego bloga. Skupmy się na tym, na czym warto.



Wspomniałam wcześniej o dietetyku i jeśli naprawdę mamy dość następstw Hashimoto, jesteśmy świadomi, że można i według mnie trzeba zrobić coś więcej, to warto pomyśleć o konsultacji. Problem pojawia się kiedy wybieramy dietetyka na oślep, sugerując się np. ładnymi zdjęciami na instagramie co może przynieść więcej szkody niż korzyści albo wtedy kiedy zwyczajnie nas nie stać na takie wydatki, a często jest to jednak wydatek. 

Co wtedy? Można i trzeba zainteresować się tematem i  mimo wszystko jednak robić ten research we własnym zakresie, ale tak jak ze wszystkim, trzeba robić to z głową. Jeśli przeczytamy w internecie super newsa na ten temat, zanim wprowadzimy go w życie, trzeba go najpierw zweryfikować - sprawdzić kto go udostępnił, znaleźć pierwotne źródło, potwierdzić w kilku lub kilkunastu innych miejscach, sprawdzić też negatywne opinie (bo wiadomo, że kiedy chcemy wierzyć, że coś nam pomoże i zadziała, to jesteśmy ślepi jakiekolwiek znaki, które mogłyby nam tę wizję zaburzyć) i dopiero jeśli nie mamy już wątpliwości, że warto spróbować, to jazda. Nie zrażaj się. Rób coś, walcz o to, żeby lepiej Ci się żyło. Pamiętaj tylko, że chęć działania jest super, ale Ahimsa przede wszystkim ;) 

Nie ograniczajcie się do łykania tabsów. Zadbajcie o siebie. Bardzo ważne jest świadome obserwowanie rekcji naszego organizmu. Jednym z wielu przykładów jest Karolina z Całkiem Zdrowo. Wczoraj natrafiłam na jej artykuł i zainteresowanym polecam prześledzić sobie jej zmagania z Hashimoto, które opisała dość szczegółowo pod kątem diety. To jaki styl życia prowadzimy ma naprawdę ogromny wpływ na to jak się czujemy z naszym Hashimoto i na to w jakim stopniu ono robi z nami co chce. Ja się nie poddaję i liczę na to, że będziemy walczyć razem.

Nie zrażaj się ilością pracy. Nie musisz przecież nagle wywrócić życia do góry nogami, naginając przy okazji grafik i wszystkie plany do góry nogami. Po prostu rób coś, jeśli jeszcze nie zaczęłaś/ zaczęłaś, to najwyższa pora. Walcz o to, żeby lepiej Ci się żyło. Pamiętaj tylko, że chęć działania jest super, ale Ahimsa przede wszystkim ;) 


Myśl na dziś:  "Invent your world. 
Surround yourself with people, colors, sounds, and work that nourish you."
  ~ Susan Ariel Rainbow Kennedy
 
Źródełko: 

piątek, 8 maja 2020

Hashimoto: Kawa, czy Yerba?

Kawa i hashimoto

Cóż, kawa od lat nieustannie mnie od siebie uzależnia, uwodząc aromatem i głębokim smakiem.Czytając wiele na temat odżywiania przy chorobie Hashimoto, za każdym razem udawałam sama przed sobą, że wzmiankę o szkodliwym działaniu kawy zwyczajnie nie było. 
Niestety,  kawa nie wspiera wchłaniania lewotyroksyny, co jest głównym celem terapii przy niedoczynności. Ale! Ku mojej uldze okazuje się, że nie musi wpływać na jej proces jakoś szczególnie jeśli zachowamy odpowiedni odstęp czasowy od przyjęcia tabsów. Średnią opcją jest więc zapijanie ich kawką, ale już do śniadanka, do którego i tak przecież trzeba odczekać te min. pół godziny, można sobie pozwolić z mniejszym ryzykiem.

Ktoś mógłby powiedzieć, że po co w ogóle ryzykować. Najprościej tę kawę rzucić i po sprawie. Może tak, a może właśnie niekoniecznie? Osobom z Hashimoto nie muszę tłumaczyć  co znaczą gwałtowne spadki energii, ogólne zmęczenie i brak chęci na cokolwiek. Tutaj pobudzenie, które oferuje nam mała czarna jest pożądane jak (dla wielu) otwarta siłownia podczas panującej obecnie kwarantanny. Dodając do tego listę korzyści, które kawa, głównie dzięki zawartości kofeiny i polifenoli wnosi do naszego organizmu, ciężko jednoznacznie wpisać ją na (małą) czarną listę produktów. W dodatku... ten zapach! Uhhh :)



Yerbowy romans
Wracając do pobudzenia i zawartości kofeiny, pogadajmy o innej opcji. Wyobraź sobie: Jesteś w namiętnym związku z kawą od wielu lat. Mimo, że trwa to już tak długo, cały czas nie możesz bez niej żyć, działa na Ciebie (^^), ogólnie wymarzona relacja. Pomijając, że czasem nachodzi Cię myśl, że to jednak lekko toksyczny związek - w końcu mówią, że ona ma na Ciebie lekko destrukcyjny wpływ. Nagle pojawia się pewien człowieczek i przedstawia Ci nową laskę - pachnąca, zielona, jakaś taka ogólnie wydaje się pro eko. W dodatku nie jest dostępna na każdym kroku, musisz się odrobinę bardziej postarać (a wiadomo jak to działa) , ale podobno warto. Człowieczek przedstawia Ci szereg korzyści płynących z zapoczątkowania nowego związku i nakłania Cię do zainicjowania takiej sytuacji. Okej, próbujesz. Pierwsze zderzenie przynosi rozczarowanie. Bo nowa kochanka nie smakuje tak jak zdradzona. Cóż, dajesz sobie spokój i przez kolejne kilka miesięcy udajesz, że nic się nie stało i ciągniesz dalej to w czym tkwisz przecież od lat i nie jest wcale źle. No ale znów, przychodzi człowieczek i nęci, przekonuje... Dobra, dla świętego spokoju, obiecujesz zainteresować się jednak tą kochanką, bo to takie nawet nieeleganckie z Twojej strony - spróbować raz i odpuścić. Po przemieleniu wielu źródeł na jej temat - okazuje się, że ona może faktycznie być lepsza niż obecna. Kurcze, ale ten smak... :/ Kiedy wspominasz Człowieczkowi o tym niestety dość poważnym detalu, okazuje się, że on ma rozwiązanie. Ubiera nową kochankę podbijając walory smakowe malinowo-cytrynową mgiełką i Twoje kolejne podejście kończy się już zupełnie inaczej niż pierwszy raz. Czy mamy happy ending? 

TO YERBA, CZY KAWA?

Odbijając już od całego tła romansu i kwestii moralności, yerba mate faktycznie jest trudna do polubienia. Jak wspomniałam, można poradzić sobie dodatkami - soczki, cytrynki, owoce - co chcesz. Czy warto kombinować?
Sądzę, że warto. Yerba mate jest napojem, który również zawiera kofeinę. Można ją znaleźć w zaleceniach dietetyków (źródła na końcu wpisu) przy niedoczynności tarczycy zaraz obok zielonej herbatki i oczywiście wody. Minusem może być fakt, że dostępność yerby w stosunku do kawy w polskich knajpach jest nadal nieporównywalnie mała (tak się mówi, że nieporównywalnie, a jednak się porównuje, czy popełniłam poważne językowe faux-pas?).
Z kolei na korzyść naparu z ostrokrzewu paragwajskiego przemawia fakt, że doskonale w przeciwieństwie do kawy nie powoduje intensywnego skoku i spadku energii, ale utrzymuje ją na optymalnym poziomie przez kilka godzin. Doskonale też stymuluje kreatywne myślenie, wzmaga naszą produktywność i podpala tę artystyczną iskrę, którą wiem,że każdy z Was gdzieś tam w sobie ma;) Pamiętajmy,że te korzyści zdrowotne, które czerpiemy pijąc kawę ze względu na zawartość kofeiny, są również obecne przy wypiciu yerby. I bądź tu mądry.

Cokolwiek wybieracie na co dzień, pewne jest, że:

1. Nie należy ich łączyć, głównie dlatego, że obie zawierają kofeinę.
2. Obie opcje są lepsze niż szajskie energetyki.
3. Jak zwykle nic nie jest czarno-białe i trzeba podejść do sprawy indywidualnie.

 Osobiście wprowadziłam yerbę na dwa dni w tygodniu, a w pozostałe ciągnę stary romans kawowy ;)

➼MYŚL NA DZIŚ: "Whatever choice you make makes you. Choose wisely."

― Roy T. Bennett, The Light in the Heart


Ciao,
H-Dancer


Źródełko:

wtorek, 5 maja 2020

Moje hashimoto - mój blog

Słowo hashimoto coraz rzadziej powoduje na twarzy naszego rozmówcy grymas kompletnego niezrozumienia i pytanie o to, czy może mamy na myśli jakiś japońską firmę motocyklową. Coraz więcej osób wie lub chociaż kojarzy ten temat. Co jest oczywistym następstwem odkrywania wspomnianej choroby u wielu osób każdego dnia. Osób, bo nie tylko u kobiet. A ile osób żyje i nie oszukujmy - męczy się w nieświadomości? Poruszam ten temat już na wstępie, dlatego, że będzie niejako tematem przewodnim tego bloga. Hashimoto i całe jego destrukcyjne działanie dotyczy mnie bezpośrednio. 
Źródło obrazka: Printerest


Jako, że jest to pierwszy wpis na moim blogu ( Kurcze, jak to dumnie brzmi - mój blog- jaram się!), elegancko byłoby naświetlić o czym i po co jest. Fikuśnie, bo tak mi moja natura nakazuje, zacznę od tego o czym i po co nie jest. 

Nie mam na celu wylewania gorzkich żali na temat mojej tarczycy i tego jak utrudnia mi życie. 

Nie zamierzam też kopiować treści z paramedycznych stronek i poinformować Cię o tym, co możesz przeczytać sobie gdziekolwiek, bo szkoda naszego czasu. 

Nie sprzedam Ci magicznych tryczków na to jak schudnąć w tydzień o rozmiar i jaki produkt zjeść, żeby po godzinie poczuć się jak młoda bogini, bo w takie bajery sama nie wierzę.

Nie będę podszywać się pod lekarzy, dietetyków, wróżki i innych specjalistów udając, że zjadłam wszystkie rozumy, bo przeczytałam dwie książki, zgłębiłam tajniki ziołolecznictwa na youtubowni i nauczę Cię życia, bo mam do tego jakieś prawo. Nie mam. Żaden amator piszący blogi i nagrywający vlogi nie ma takiego prawa. To może być tragiczne w skutkach i jest totalnie nie fair w stosunku do Czytelników. Nie łykajmy bzdur internetowych, proszę.

Przechodząc zatem do sedna - skoro nie chcę nic kopiować to co właściwie znajdziesz na tym blogu?

Otóż, wracając do początku tego posta - blog będzie opowiadał o chorobie hashimoto, ale nie ogólnie, tylko o mnie i o moim hashimoto. O tym jak ja sobie z tym żyję, jak z tym walczę, co w związku z tym zaobserwowałam i co nadal odkrywam.  
Chcę, żeby był moją wirtualną księgą inspiracji, którą mam ochotę się z kimś podzielić. 
Jestem zmotywowana do tego, żeby żyło mi się z tym jeszcze lepiej niż ludziom, którym tarczyca nie fiksuje. Wprowadziłam w swoim życiu już wiele zmian, które pomagają mi lepiej funkcjonować i dużo lepiej wyglądać. Wiem, że warto o to zawalczyć. Wiem też, że to wcale nie jest takie proste, żeby zacząć. Trzymam kciuki za każdego kto zmaga się z niedoczynnością tarczycy, ale nie odpuszcza i walczy o lepszą jakość życia. 
Sama jestem ciekawa jak inni sobie radzą. Jeśli ktoś będzie miał ochotę podzielić się swoim doświadczeniem, będzie mi bardzo miło. Tak po prostu. Wspierajmy się! :)


PS Nie jestem zainteresowana reklamami diet, trenerów itp. Mam dostęp jakbym chciała skorzystać. Z góry dzięki. 

Gluten w Hashimoto

     Nikt nie zaprzeczy, że gluten stał się zwyczajnie modny. Dwa lata temu został nawet jednym z najpopularniejszych słów roku. Produkty be...