piątek, 8 maja 2020

Hashimoto: Kawa, czy Yerba?

Kawa i hashimoto

Cóż, kawa od lat nieustannie mnie od siebie uzależnia, uwodząc aromatem i głębokim smakiem.Czytając wiele na temat odżywiania przy chorobie Hashimoto, za każdym razem udawałam sama przed sobą, że wzmiankę o szkodliwym działaniu kawy zwyczajnie nie było. 
Niestety,  kawa nie wspiera wchłaniania lewotyroksyny, co jest głównym celem terapii przy niedoczynności. Ale! Ku mojej uldze okazuje się, że nie musi wpływać na jej proces jakoś szczególnie jeśli zachowamy odpowiedni odstęp czasowy od przyjęcia tabsów. Średnią opcją jest więc zapijanie ich kawką, ale już do śniadanka, do którego i tak przecież trzeba odczekać te min. pół godziny, można sobie pozwolić z mniejszym ryzykiem.

Ktoś mógłby powiedzieć, że po co w ogóle ryzykować. Najprościej tę kawę rzucić i po sprawie. Może tak, a może właśnie niekoniecznie? Osobom z Hashimoto nie muszę tłumaczyć  co znaczą gwałtowne spadki energii, ogólne zmęczenie i brak chęci na cokolwiek. Tutaj pobudzenie, które oferuje nam mała czarna jest pożądane jak (dla wielu) otwarta siłownia podczas panującej obecnie kwarantanny. Dodając do tego listę korzyści, które kawa, głównie dzięki zawartości kofeiny i polifenoli wnosi do naszego organizmu, ciężko jednoznacznie wpisać ją na (małą) czarną listę produktów. W dodatku... ten zapach! Uhhh :)



Yerbowy romans
Wracając do pobudzenia i zawartości kofeiny, pogadajmy o innej opcji. Wyobraź sobie: Jesteś w namiętnym związku z kawą od wielu lat. Mimo, że trwa to już tak długo, cały czas nie możesz bez niej żyć, działa na Ciebie (^^), ogólnie wymarzona relacja. Pomijając, że czasem nachodzi Cię myśl, że to jednak lekko toksyczny związek - w końcu mówią, że ona ma na Ciebie lekko destrukcyjny wpływ. Nagle pojawia się pewien człowieczek i przedstawia Ci nową laskę - pachnąca, zielona, jakaś taka ogólnie wydaje się pro eko. W dodatku nie jest dostępna na każdym kroku, musisz się odrobinę bardziej postarać (a wiadomo jak to działa) , ale podobno warto. Człowieczek przedstawia Ci szereg korzyści płynących z zapoczątkowania nowego związku i nakłania Cię do zainicjowania takiej sytuacji. Okej, próbujesz. Pierwsze zderzenie przynosi rozczarowanie. Bo nowa kochanka nie smakuje tak jak zdradzona. Cóż, dajesz sobie spokój i przez kolejne kilka miesięcy udajesz, że nic się nie stało i ciągniesz dalej to w czym tkwisz przecież od lat i nie jest wcale źle. No ale znów, przychodzi człowieczek i nęci, przekonuje... Dobra, dla świętego spokoju, obiecujesz zainteresować się jednak tą kochanką, bo to takie nawet nieeleganckie z Twojej strony - spróbować raz i odpuścić. Po przemieleniu wielu źródeł na jej temat - okazuje się, że ona może faktycznie być lepsza niż obecna. Kurcze, ale ten smak... :/ Kiedy wspominasz Człowieczkowi o tym niestety dość poważnym detalu, okazuje się, że on ma rozwiązanie. Ubiera nową kochankę podbijając walory smakowe malinowo-cytrynową mgiełką i Twoje kolejne podejście kończy się już zupełnie inaczej niż pierwszy raz. Czy mamy happy ending? 

TO YERBA, CZY KAWA?

Odbijając już od całego tła romansu i kwestii moralności, yerba mate faktycznie jest trudna do polubienia. Jak wspomniałam, można poradzić sobie dodatkami - soczki, cytrynki, owoce - co chcesz. Czy warto kombinować?
Sądzę, że warto. Yerba mate jest napojem, który również zawiera kofeinę. Można ją znaleźć w zaleceniach dietetyków (źródła na końcu wpisu) przy niedoczynności tarczycy zaraz obok zielonej herbatki i oczywiście wody. Minusem może być fakt, że dostępność yerby w stosunku do kawy w polskich knajpach jest nadal nieporównywalnie mała (tak się mówi, że nieporównywalnie, a jednak się porównuje, czy popełniłam poważne językowe faux-pas?).
Z kolei na korzyść naparu z ostrokrzewu paragwajskiego przemawia fakt, że doskonale w przeciwieństwie do kawy nie powoduje intensywnego skoku i spadku energii, ale utrzymuje ją na optymalnym poziomie przez kilka godzin. Doskonale też stymuluje kreatywne myślenie, wzmaga naszą produktywność i podpala tę artystyczną iskrę, którą wiem,że każdy z Was gdzieś tam w sobie ma;) Pamiętajmy,że te korzyści zdrowotne, które czerpiemy pijąc kawę ze względu na zawartość kofeiny, są również obecne przy wypiciu yerby. I bądź tu mądry.

Cokolwiek wybieracie na co dzień, pewne jest, że:

1. Nie należy ich łączyć, głównie dlatego, że obie zawierają kofeinę.
2. Obie opcje są lepsze niż szajskie energetyki.
3. Jak zwykle nic nie jest czarno-białe i trzeba podejść do sprawy indywidualnie.

 Osobiście wprowadziłam yerbę na dwa dni w tygodniu, a w pozostałe ciągnę stary romans kawowy ;)

➼MYŚL NA DZIŚ: "Whatever choice you make makes you. Choose wisely."

― Roy T. Bennett, The Light in the Heart


Ciao,
H-Dancer


Źródełko:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Gluten w Hashimoto

     Nikt nie zaprzeczy, że gluten stał się zwyczajnie modny. Dwa lata temu został nawet jednym z najpopularniejszych słów roku. Produkty be...